Najnowsze artykuły
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Paweł Płaczek
Źródło: foto. Bartosz Maciejewski/https://takemycake.eu
4
7,9/10
Pisze książki: kulinaria, przepisy kulinarne
Rocznik '83, po mieczu Ślązak, po kądzieli Litwin, od 16 lat warszawski „słoik". Dziennikarz, autor cyklu książeczek kulinarnych „Kuchnia wyjątkowych smaków", które rozeszły się w nakładzie ponad miliona egzemplarzy. Od ośmiu lat prowadzi bloga kulinarnego takemycake.eu
Ma dwie pasje: gotowanie i podróże, które najchętniej łączy w jedną.
Ma dwie pasje: gotowanie i podróże, które najchętniej łączy w jedną.
7,9/10średnia ocena książek autora
39 przeczytało książki autora
60 chce przeczytać książki autora
3fanów autora
Zostań fanem autoraSprawdź, czy Twoi znajomi też czytają książki autora - dołącz do nas
Książki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Święta, święta i po świętach. Celebracja przez cały rok
Paweł Płaczek
8,5 z 8 ocen
12 czytelników 1 opinia
2023
Najnowsze opinie o książkach autora
Domowa piekarnia Paweł Płaczek
7,8
Jako dziecko wzbraniałam się przed przesiadywaniem w kuchni i nauką gotowania i pieczenia, mimo iż moja rodzicielka próbowała na wszelkie możliwe sposoby mnie do niej ściągnąć. Szłam w zaparte, nie zważając na komentarze, że powinnam obserwować to, co przyda mi się w życiu dorosłym. Czy żałowałam później, że nie spędzałam tam więcej czasu w towarzystwie babci i mamy? Absolutnie nie. Nijak nie spełniły się „groźby”, że nie będę umiała przygotować nic dla swojej rodziny. Mimo że nie uważam się za wybitnego kucharza i piekarza, to zdaje się, że radze sobie w kuchni całkiem dobrze, o czym z pewnością świadczy fakt, że wszyscy, którzy jedli cokolwiek, co wyszło spod moich rąk, nadal żyją i mają się świetnie. A najbardziej ukontentowane są moje dzieci, które prędzej wybrzydzają u babci niż w domu, ale o tym cichosza...
Gdy ujrzałam w zapowiedziach książkę Pawła Płaczka, wiedziałam, że koniecznie muszę się z nią poznać. Od kilku lat bowiem z ogromnym entuzjazmem sięgam po tego typu książki kucharskie i testuje przeróżne przepisy, nigdy nie poddając się, gdy nie uda mi się osiągnąć tego, co sugeruje przepis. Wychodzę z założenia, że dopiero po trzeciej próbie dana receptura pokazuje mi, że powinnam sięgnąć po coś innego... Rzadko się to zdarza, ale jednak bywają takie wypieki, z którymi się raczej omijam. Niemniej pieczywo domowe to coś bez czego, w moim odczuciu, nie może obejść się żaden dom. Oczywiście nie jest tak, że tylko piekę chleby i bułki, a te sklepowe omijam szerokim łukiem. Zdarza mi się kupować to i owo, ale czy kupne, czy upieczone w domu pieczywo najlepiej smakuje nam, gdy jest świeże, najlepiej jeszcze ciepłe, bo takie smakuje najbardziej.
Domowa piekarnia, a właściwie przepisy, które ujął w niej Paweł Płaczek, okazały się wielokrotnie cudowną inspiracją do tego, by dać się ponieść wyobraźni i fantazji i na ich bazie powstawało coś, co bardziej (lub mniej) wpasowywało się w gusta osób, które próbowały moich interpretacji. Chociaż nie ukrywam, że jestem szalenie mocno zakochana w drożdżowym warkoczu chlebowym z ziołami (i również wersją z czerwonym pesto – palce lizać) i focacci z oliwkami (bez orzechów, ze względu na moją nietolerancję).
Dzięki Pawłowi Płaczkowi wreszcie ogarnęłam, jak zaplata się chałkę z czterech pasm, co było dla mnie długo totalną abstrakcją (tak jak wysłuchiwanie, że taka spleciona z trzech to nie chałka).
Uwiodły mnie tez przepisy na babeczki i muffiny, które u mnie w domu schodzą nieomal w wersjach hurtowych z wieczną pretensją unoszącą się w powietrzu wołającą „dlaczego tak mało?”.
Oczywiście nie udało mi się przetestować wszystkich przepisów, jednak część z nich, która została poddana testom szerszej publiki łakomczuchów, wyszła wyśmienicie (w większości przy pierwszej próbie). Dużo jednak jeszcze przede mną. A największym wyzwaniem będzie zabranie się w końcu za przyrządzenie własnego zakwasu i zrobieniu z nim chleba – mam nadzieję, że uda mi się tego dokonać.
Nim jednak zabierzecie się za wertowanie receptur, którymi dzieli się Paweł Płaczek, warto zapoznać się z tymi kilkoma pierwszymi, na których autor zdradza co nieco o rodzajach mąk, opisuje proces przygotowania swojskiego zakwasu lub omawia zwięźle jak ugryźć temat drożdży w wypiekach. Zdradza również, jakie oprzyrządowanie powinno znaleźć się w kuchni, by (nie)chlebowe wypieki, piekły się idealnie.
Zatem Domowa piekarnia Pawła Płaczka to spora garść wskazówek i podpowiedzi, jak osiągnąć poziom mistrzowski w wypiekaniu domowego chleba, bułek i słodkich oraz słonych przekąsek dla swoich najbliższych. To też podręcznik do tego, by spędzać w kuchni czas z rodziną i przyjaciółki, bo tak naprawdę nic nie smakuje lepiej niż chleb, czy babeczki zrobione we współpracy ze swoimi dziećmi, ukochanymi, czy przyjaciółki, kiedy podczas przygotowań można pożartować, pośmiać się albo... porzucać mąką. Gorąco polecam Wam Domową piekarnię!
Święta, święta i po świętach. Celebracja przez cały rok Paweł Płaczek
8,5
Sięgnęłam po tę książkę tylko dlatego, że był ebook w abonamencie legimi, wiec nie ryzykowałam większego wydatku. Jeszcze nic z niej nie gotowałam, ale zaraz kupuję brukselkę i kurczaka na weekend, chcę koniecznie wypróbować.
Autor używa wielu aromatycznych przypraw świątecznych w ciekawych kombinacjach, a z doświadczenia wiem, że w przyprawach (i dobrych surowcach wyjściowych) leży tajemnica smacznych dań. Te przepisy pasują więc do okresu zimowego, także poza świętami. Jest tu wszystko – dania główne, przystawki, desery, nalewki, ciasta i ciasteczka.
Przyznaję, że pierwszy przepis nie był zbyt zachęcający – sos sojowy w barszczu czerwonym wg mnie nie ma czego szukać! On należy do kuchni azjatyckiej, a nie staropolskiej. Poza tym nie jestem pewna, czy zakwas buraków bez odrobiny chleba, chociażby skórki, na zakwasie, nie spowoduje, że buraki zamiast fermentować – po prostu się zepsują i trzeba będzie wszystko wyrzucić? Kto wypróbował, proszę dać znać 😊 .
Ogólnie te dania nie są prostsze ani szybsze od tradycyjnych polskich, ale myślę, że warto je wypróbować, ze względu na ciekawe kombinacje przypraw. No i osobiście lubię nowości w kuchni, ale zrobię to jeszcze przed świętami, żeby nie ryzykować świątecznego menu😉.
Minus gwiazdki za używanie obcych pojęć zamiast polskich, zrozumiałych dla każdego bez googlowania, jak np. zest z cytryny, który jest po prostu skórką z cytryny. No i co to jest krem balsamiczny? Nie ma też podanej kaloryczności potraw, a widać po składnikach, że dania do chudych nie należą. Autor nie mówi też na początku, że warzywa i owoce należy umyć przed użyciem. Dla mnie zrozumiałe samo przez się, ale nowicjusze kulinarni mogą o tym zapomnieć. Nie znam bloga autora, może warto tam zajrzeć, zanim wydacie sporą sumę na książkę?
Ogólnie jednak polecam i oceniam dość wysoko – właśnie za te typowo zimowe przyprawy, które uatrakcyjniają dania.